poniedziałek, 29 października 2012

Nfu Oh #51 na Colour Alike Moonlight Shadow

Dzisiaj kolejny lakier typu muszmieć, który prędzej czy później dołączy do moich zbiorów ;) Święty Grzegorz od A England już cieszy moje oko w pudełku, teraz czas na "focha" ;)
Miałam okazję pomalować się nim na lakieromaniackim sabacie i z przykrością będę go jutro zmywać.

Oto Nfu Oh #51 nałożony na jedną warstwę Colour Alike Moonlight shadow (#10).




Moonlight Shadow jest brązowo-bordową (taka wiśnia w czekoladzie^^) bazą z ładnym, lekko złocistym shimmerem. Doskonały podkład dla lakierów nawierzchniowych :) Nie rozpiszę się na jego temat, bo liczę, że wkrótce poświęcę mu osobną notkę. 




Zdjęcia nie powalają, bo zimowe już słońce średnio się spisuje w połączeniu z moim robiącym zdjęcia kalkulatorkiem. Widać na nich jednak wszystko co trzeba. 
A należałoby zobaczyć, jakim cudem jest Foszek nr 51. 




Lakiet ten to fioletowa, przejrzysta baza z zatopionymi w niej grubymi, wielokolorowymi i opalizującymi płatkami od bardzo dużych do drobniutkich. W zależności od światła mienią się na bordowo, fioletowo, złoto, zielono i turkusowo. Porażający efekt jest wtedy, gdy pod pewnym kątem podkładowy lakier nadal jest bordowy, a na jego tle błyszczą zielone płatki. Cudo ;)




Nakładanie doskonałe - nie ma problemu z nałożeniem równo z bazą. Lakier ma lekko żelkową konsystencję i znakomicie się rozprowadza. Schnie zupełnie przyzwoicie (oczywiście z wysuszaczem) i nie ma skłonności do zalewania skórek. 




Przy okazji: na zlocie wymieniłam się albo dostałam kilka lakierów i nie mogę doczekać się okazji, by ich użyć (i oczywiście sfotografować!) :)


Od lewej: Calzedonia Blu Bolla, Calzedonia Viola Vendetta, Colour Alike Czysta Krew, Opi I vant to be a-lone star






poniedziałek, 15 października 2012

Catrice - In the bronx

Nieodżałowany, kupiony z absolutną pewnością, że będzie hiciorem. I gucio, bo na moich dłoniach to koszmarek jakich mało. On nawet nie jest na tyle dziwny, żebym go zatrzymała - powędrował do Karolajny ;)



Oto Catrice - In the bronx. Brąz, który wcale brązem się nie okazał ;)




Na zdjęciach jest naprawdę ładny. Ciepły odcień, wykończenie typu frost, przyjemna w nakładaniu formuła - miało być tak pięknie. Kupiłam go latem, ale wtedy jakoś nie za bardzo pasował i miał mieć swoje wielkie wejście jesienią. Niestety - wejście było, ale zaraz po nim szybkie zejście ze sceny ;)




Na zdjęciach on nawet wygląda brązowo. W rzeczywistości - stare złoto. Zbyt dużo w nim żółtawego poblasku i okazało się, że to niemal identycznie kolor wisiora, który miałam tego dnia na sobie. Wisiora, który koło brązu nawet nie leżał. 




Na tym zdjęciu nawet trochę to widać, ale trzeba przyznać, że mocno się skubaniec maskuje.




Poza nietwarzowym (niedłoniowym?) wyglądem w zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Catrice robi dobrej jakości, fajnie rozprowadzające sie frosty i ten nie należy do wyjątków. Nie jest ani za rzadki, ani za gęsty. Nie klei się do skórek, nie wlewa wściekle pod nie. Szerokim, zaokrąglonym pędzelkiem nawet fajnie manewruje się przy skórkach.




Tylko ten kolor... ;)






wtorek, 9 października 2012

Orly - Halley's Comet

Dziś notka okolicznościowa :D Pokażę Wam lakier, a wśród jego zdjęć porównanie z innym, którego nazwę zgłosiłam jako propozycję w konkursie i udało mi się go wygrać :D Jestem z siebie szalenie dumna :D

A zatem przedstawiam kometę Halleya:




Nie mam oryginalnej butelki, bo to odlewka zlotowa - pamiętam jak wpatrywałam się w tego cukiereczka na zlocie i od razu po powrocie do domu pomalowałam nim paznokcie :) Radość niesamowita, bo lakier jest prawdziwie bogaty i cieszy oczy, zwłaszcza w słońcu.




Trudno się go fotografuje, bo aparat wariuje przy tej ilości drobinek, które niejednocześnie łapią światło i nie wiadomo na co wyostrzyć ;) Widać na szczęście mniej więcej co to za bestia. To turkusowa, dość przejrzysta baza z jasnozielonymi drobinkami. Drobinek jest mnóstwo i dają naprawdę bajeczny efekt. 




Przyczepić można się do krycia. Mnie udaje się je uzyskać po dwóch warstwach, ale wierzę w narzekania dziewczyn, którym nie kryje w trzech. To podobnie jak dwa inne, które wrzucę innego dnia, nie jest lakier do samodzielnego nakładania. Lepiej spisuje się, gdy pod spodem będzie miał ciemniejszą bazę. 




Nie mam mu nic do zarzucenia w kwestii nakładania - nie rozlewa się, ładnie prowadzi po płytce, nawet, gdy korzystam z nieoryginalnego pędzelka. Orly to solidna firma i zdecydowanie mogę ją polecać. 

A teraz obiecane porównanie i premiera nazwy, którą wymyśliłam :D 
Oto Kometa Halleya i Fifa-Rafa, czyli #208 z kolekcji Błyskoteka Colour Alike. Była już o nim notka. 




Jak widać różnica jest znaczna. Kometa jest raczej turkusowa z zielonymi drobinkami, a Fifa-Rafa (ależ się cieszę^^) lazurowo-niebieski z drobinkami wpadającymi lekko w fiolet. 




Niemniej jednak oba są śliczne i nadają się do pogapienia, kiedy człowiek się nudzi na uczelni :D






wtorek, 2 października 2012

China Glaze - Classic Camel

Latem miałam ochotę wyrzucić go przez okno, a teraz, gdy nadeszła jesień i patrzę na te zdjęcia to jakiś nawet czarowny się wydaje :D
Oto Classic Camel - najbrzydszy lakier na świecie, którego jednak nie mam sumienia się pozbyć, bo coś mnie jednak do niego ciągnie ;)





Wielbłąd jaki jest każdy widzi :) To bardzo czysty wielbłąd w dodatku, bo te, które widziałam na żywo bywały nieco bardziej szarawe :D Może klasyczne są takie ślicznie ciepło żółtawe po prostu. Lakier w butelce mnie zachwyca - to naprawdę fajny kolor, który chętnie nosiłabym w postaci swetra, czy butów, ale na paznokciach wygląda nieco kontrowersyjnie ;) Uroku dodają mu natomiast glassfleckowe drobinki, które powodują u mnie rozpacz, bo niestety zupełnie znikają na paznokciu. Idealny lakier do podziwiania w butelce.




No dobra, gorzej prezentowałby się, gdyby był Trendetterem od China Glaze i miał musztardowy, lekko zielonkawy odcień. Classic Camel nie jest taki zły, ale klasycznie ładnym go nazwać nie można. ;)




Niestety - jego nakładanie pozostawia wiele do życzenia. Ma bardzo dziwną konsystencję. Jest jakby... tępy. o.0 To takie wrażenie, jakby nie rozpływał się gładko po paznokciu tylko trzeba go było rozmazywać. W dodatku grudkuje się okrutnie. Przy czym ostateczny efekt okazuje się być zupełnie normalny i trudno o nim na pierwszy rzut oka na pomalowane paznokcie powiedzieć, że coś z nim było nie tak przy aplikacji.




Kryje za to bardzo ładnie - jedna warstwa w zasadzie mogłaby wystarczyć, a dwie to już na pewno. Nie ma żadnych problemów z prześwitującymi końcówkami paznokci. Lekko ziarnisty efekt na paznokciu to te poukrywane drobinki. 




Dorzucam go do kategorii "nie chcę rzucać się w oczy z ciemnymi paznokciami, ale nudna to ja nie będę, o nie!" ;)





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...