niedziela, 30 września 2012

Colour Alike - Mohito #168

No tak, jutro 1 października, czas wracać na uczelnię, a ja nie zamknęłam jeszcze lata. Skandal ;) Dlatego dziś druga z notek wakacyjnych o lakierach, które znikną chyba na dnie szafy na czas pochmurnej jesieni.

Mohito jest dziełem mojej ulubionej Barbry i należy do kolekcji Q. Mam słabość do buteleczek z tej serii i któryś z lakierów z kolekcji All Inclusive musiałam mieć :)




Mohito ma trudny do opisania kolor. Niby to zielono-miętowe jest, ale nie jest to pastelowy odcień, który królował wśród odzieży tego lata. Drink na pewno nie ma tak syntetycznej barwy :D 




Lakier ma wykończenie kremowe, ale dość blisko mu do żelka. Pozostawia wrażenie lekkiej przezroczystości i lekkości. Jest idealnie letni - nie ma w nim tej płaskości i ciężkości, jaka cechuje czasem kremowe, ciemne lakiery. 




Formuła lakieru - wzorowa :) Nie było to zaskoczeniem żadnym, bo CA przyzwyczaiło mnie już, że ich lakiery są absolutnie doskonałe. Konsystencja odpowiednio rzadka, żeby ładnie dało się połączyć obie warstwy lakiery, poziomuje się również bez zarzutu. 




Mimo półprzejrzystej pierwszej warstwy, do pełnego krycia wystarczają w zupełności dwie. Otrzymujemy wtedy efekt świeżego, orzeźwiającego koloru na paznokciach bez kapiącej z nich ciężkości. 




I jeszcze jedno zdjęcie:










niedziela, 23 września 2012

H&M - I'm not a kiwi

Dziś króciutka notka, jedna z dwóch żegnających letnie lakiery. Pewnie jak spora część lakieromaniaczek mam swoje stałe zestawy na różne pory roku. Kiedy przychodzi wiosna z radością witam żywe, radosne pastele w odjazdowych nieraz kolorach, a wraz z nastaniem jesieni (to już dziś! :D) i nadejściem chłodu dobrze zaczynam czuć się w ciemniejszych, bardziej stonowanych barwach (choć nadal lubię "na bogato" :P).
Tak więc żegnaj limonko - witajcie brązy i butelkowe zielenie ;)




Na temat tego lakieru nie ma się co rozpisywać. To bardzo fajna, lekko żółtawa limonka (zdecydowanie nie jest to kiwi ;)). Mocno rzuca się w oczy i jak zdążyłam się przekonać - świetnie komponuje się z szarością. 




Formuła typowa dla lakierów H&Mu - ani to zbyt rzadkie, ani zbyt gęste. Dobrze się rozprowadza, świetnie poziomuje. Nie mam mu nic do zarzucenia. 




Mimo mojej słabości do drobinek uważam, że jemu akurat niczego więcej nie trzeba. Kolor przyciąga wzrok, ale nie jest tandetny. Idealny na lato.


sobota, 22 września 2012

China Glaze - Glittering Garland

Gwiazda notki biżuteryjnej doczekała się wreszcie własnej recenzji ;)

Długo z nią zwlekałam, zastanawiałam się, czy nie należałoby powtórzyć zdjęć, bo próbowałam uchwycić podobne efekty na paznokciu, jakie widać na kaboszonie. Niestety - okazuje się, że szkło, czy to butelki, czy kaboszona, znacznie lepiej wyciąga wszystkie smaczki z lakierów. Poddałam się i do dzisiejszej notki dorzucam najlepsze zdjęcia, jakie udało mi się zrobić.




Kapryśny jest, ale udało mi się cyknąć bardzo ładny efekt na brzegu butelki, którego za nic w świecie nie zaobserwuje się na paznokciu:




Nie spodziewałabym się, że te drobinki zmieniają kolor ;)

Wróćmy jednak do tego, co mamy realną szansę zobaczyć na dłoni. Lakier ten to ciemnozielona, dość choinkowa (świerkowa? ;)) baza z drobnym jasnozielonym shimmerem. Nie umiem do końca ocenić, czy to już glassfleck, czy jeszcze shimmer ;) 




Rozprowadza się dość ok - niezbyt gęsty, ładnie kryjący. Przyzwoity lakier po prostu. Zmywa się za to średnio, bo potrafi się okrutnie mazać dookoła paznokcia. 





Na żywo zupełnie nie ma efektu "na bogato" - dopiero słońce i bezpośrednio padające światło wydobywały jego urok. Jest to odrobinkę rozczarowujące, bo lakier jest śliczny, ale w słabym oświetleniu wypada nieco płasko.




Nie ma jednak co narzekać na siłę - to przyzwoity, bardzo ładny ciemnozielony lakier, w odcieniu, który szalenie lubię. Trzeba doceniać wszystkie butelkowe zielenie, bo stosunkowo niewiele ich na rynku pośród ogromu różu i czerwieni ;)



czwartek, 20 września 2012

Douglas Absolute Nails - Fireworks

Jedna z wielu, naprawdę wieeeelu podróbek Peridota od Chanel. W sumie to trudno mówić tu już o podróbkach - z tego zrobił się po prostu kolor lakieru taki sam jak czerwony, czy niebieski :D Spośród tak wielu różnych lakierów za moją ulubioną wersję uznałam tą, która chyba najmniej wygląda jak oryginał :)




Odcień stworzony przez Douglasa to moim zdaniem najbardziej udany ze wszystkich. Ładniejszy niż oryginalny Peridot ;) Fireworks jest cieplejszy - odcień złota jest bardziej żółty, może nawet lekko przechyla się w stronę rudości. W oryginalne mamy za to zielonkawe złoto, które gryzie się z odcieniem moich dłoni. Szczęśliwa jestem, że udało mi się odkupić ten lakier, bo jego znalezienie w Douglasie to już niemożliwość. 




To drugi mój lakier Douglasa i ponownie mogę o nim powiedzieć, że jest naprawdę dobry.Co prawda życzyłabym sobie, żeby pędzelek miał jednak lekko zaokrąglone końce, jak u Catrice, ale to drobiazg. Konsystencja na 3+ - trochę gęsty i smużący, więc potrzeba staranności, żeby pociągnięcia pędzelka widoczne po wyschnięciu były równe. 




Efekt duochromowy jest dość wyraźny, ale na paznokciu nie rozwijają się wszystkie widoczne w butelce odcienie. Nie ma po prostu takiego zagięcia powierzchni, żeby zobaczyć niebieski, czy nawet granatowy kolor, który widać dokładnie przy kątach buteleczki. 




Nie jest to może mój ulubiony lakier, ale gdy mam ochotę pogapić się na swoje paznokcie - jest idealny :D




sobota, 15 września 2012

O tym, jak zwieńczyłam dwutygodniowy pobyt na praktykach ;)

Na targi Beauty Forum & Spa wybierałam się już od maja lub czerwca, bilet kupiłam w przedsprzedaży i od dawna wiedziałam, co będę robiła 15. września.

Zacznę może od tego, jak na targi się dostałam :D Mile zaskoczyła mnie naprawdę niezła organizacja imprezy - z centrum Warszawy do hali, gdzie wszystko się odbywało, kursuje co pół godziny autobus. Jest to spore ułatwienie dla niezmotoryzowanych.

Drugim przyjemnym akcentem były zniżki studenckie - normalny bilet wstępu na jeden dzień kosztuje 27zł, a studencki - 9zł. Zawsze ciepło wspominam organizatorów, którzy uwzględniają istnienie na świecie niepracujących, a uczących się młodych ludzi :D

I wreszcie trzecia rzecz, najważniejsza - na targach pojawić się miały najważniejsze dla mnie lakierowe firmy - China Glaze, Essie, Opi i Jessica, której kolekcja jesienna mnie absolutnie zauroczyła.

Niemal na wejściu było stoisko Peggy Sage:


Od razu chciałabym przeprosić za niezbyt interesujące zdjęcia, ale tłum był tak dziki, a wszystko tak ciasno upakowane, że trudno było się zatrzymywać, żeby wybrać dobry widok. Postaram się nadrobić opisem ;)

Peggy Sage ustawiła naprawdę pokaźne i bogate stoisko. Całość zastawiona była parawanem, więc przypominała nieco mały sklepik. Duży wybór chyba wszystkiego, co ta firma produkuje - od kolorówki, aż do kosmetyków pielęgnacyjnych. Mnie interesowała szafa z lakierami:


Wybór naprawdę spory. Zarówno bazówki, jak i wszelakich limitowanych kolekcji typu cracki, holo i magnetixy. Nic mnie niestety nie porwało i po dość długim przeglądaniu wyszłam z niczym. 

Dalsze alejki były pełne przede wszystkim kosmetyków do pielęgnacji ciała, sprzętu do salonów spa oraz odzieży branżowej i akcesoriów dla kosmetyczek. Z tej części hali kupiłam sobie tylko pędzelek do cieni Maestro, bo nie sposób było się im oprzeć, kiedy sprzedawane były po 10zł ;)
Lakiery były w dwóch ostatnich rzędach ;)



Oto wrota do raju :D Alejka ze stoiskami Orly, Opi, Jessica i innych.U Orly obkupiłam się najbardziej - trzy miniaturki lakierów osłodziły mi na końcu zwiedzania fakt, że niespecjalnie cokolwiek chwyciło mnie za serce (czytaj: portfel). 




Stoisko Opi było dla mnie rozczarowaniem. Wejście zagrodzone było łańcuszkiem, a jedna z hostess pilnowała, by wewnątrz nie było zbyt wielkiego tłoku. Dość wygodne rozwiązanie, gdyby nie fakt, że czułam się przez to trochę nieproszonym gościem. Zawartość półek też nie powalała na kolana - ceny w granicach 30zł za ciekawsze wzory, mało kolorów spoza kremowej bazówki. Niczego nie wzięłam nawet do ręki, żeby się zastanowić nad kupnem. 





Z kolei kącik firmy Jessica początkowo wzbudził mój zachwyt i przekonana byłam, że zostawię tam swoje pieniądze, a ostatecznie wychodziłam z targów z niesmakiem na wspomnienie próby zakupów tam :D 
Jadąc na targi miałam plan kupić lakiery Pumpkin Delight albo Gingersnap z najnowszej kolekcji. Cena na targach - 28zł. Wcale nie mało, ale co tam - miewałam droższe lakiery, a te są śliczne. Okazało się jednak, że nie da się kupić pojedynczego lakieru z tej kolekcji -.- Sprzedawane były tylko w komplecie z innymi lakierami, za bagatela 150zł. Dziękuję, postoję.
Ponadto - koleżance, która kupowała miniaturkę innego lakieru (18zł za 5ml :/) ekspedientka oświadczyła, że nie gwarantuje, że lakier będzie się trzymał bez bazy, którą można u nich kupić za kolejne 18zł. Ja dziękuję za lakier, który nie trzyma się bez super hiper bazy. Ściema jak nie wiem co, a targi podobno dla profesjonalistów. 

Wyszło więc na to, że z targów wyjechałam bogatsza o trzy miniaturki Orly (Oui, Ingenuene, Nite Owl) i kropelki wysuszające Nail Teka, które chyba okażą się niewypałem roku. Dam im jeszcze szansę, ale czarno to widzę. Lakiery za to na pewno pokażę, bo całkiem jestem z nich zadowolona. ;) 

Żałuję, że baardzo mało było China Glaze - liczyłam, że obejrzę na żywo brokaty z kolekcji Safari i nic z tego nie wyszło. Chinki przywiozło tylko Beauty Flo, które niezbyt postarało się o bogactwo wyboru. Zabrakło też Barielle, które było zapowiedziane w materiałach przed targami. Mam nadzieję, że pojawią się na październikowej imprezie. 

Po zakończeniu zwiedzania powstał spontaniczny pomysł przejrzenia łupów w domu jednej z lakierholiczek, który to mini-zlot wyglądał tak:




Składam już fundusze na październik ;) 

Color Club - Love'm Leave'm

Daaawno nic nie pisałam. Kajam się, ale mam usprawiedliwienie - przez dwa tygodnie sumiennie pracowałam na praktykach i wracałam do domu padając ze zmęczenia. Nie bez satysfakcji :)

Dzisiejsza notka zawiera duuużo zdjęć, bo złapałam w holograficzne drobinki świetne światło i nie umiałam zdecydować, które fotki wyrzucić.
Pokażę lakier, który od dwóch tygodni gości na moich paznokciach i znakomicie spełnia rolę całkiem ciekawego nudziarza ;)

Oto holograficzny Love'm Leave'm od Color Club:




Bazą jest beż leciutko wpadający w róż - dość neutralny kolor, który powinien pasować wielu osobom. W ładnie kryjącej bazie zatopione są holo drobinki. W ostrym słońcu efekt jest bardzo wyraźny, natomiast w średnio intensywnym świetle lakier wygląda jak ziarnisty, dziwnie mieniący się. 




Bez bezpośrednio padającego oświetlenia - taki sobie dość "twarzowy" nudziak z jakimiś drobinkami. Ładny, neutralny, ale nic wielkiego ;)




W słońcu doskonale za to widać jego czar i urok. Efekt holo jest rozproszony. 

Jeszcze zdjęcie w słabszym świetle:




Niechlubnym zwyczajem lakierów holograficznych jest ich marna trwałość. Standardowo już lakiery trzymają się u mnie około 2 dni (3 to już duże zaskoczenie!), ale ten potrafi zetrzeć się na końcówkach już po jednym dniu. Gdyby nie fakt, że jest łatwy w nakładaniu ciężko byłoby mi to znieść. 




No bo właśnie - przy malowaniu nie stwarza problemów. Nie za gruby pędzelek, średnio gęsta konsystencja i ładnie poziomujące się i stapiające warstwy. Nie ma na co narzekać. Jedyne co to irytują mnie powstające przy malowaniu grudeczki - muszę na nie zastosować patent polecony przez koleżankę-anonimową lakieroholiczkę, czyli czyszczenie szyjki butelki i pędzelka. Być może winą są właśnie zaschnięte grudki lakieru na szyjce.




Zakochałam się w holograficznych lakierach i ostrzę już zęby na podobny od China Glaze z kolekcji Kaleidoscope ;)

środa, 5 września 2012

Sally Hansen Salon Manicure Cuticle Eraser + Balm

Postanowiłam się z Wami podzielić moją opinią na temat niedawno odkrytego przeze mnie absolutnie rewelacyjnego masełka/balsamu do skórek firmy Sally Hansen.



Niewielką ilość balsamu należy powoli i dokładnie wsmarować i już po chwili można się cieszyć pięknymi, wygładzonymi skórkami - działa dokładnie tak, jak obiecuje producent. Dla utrzymania efektu wystarczy używać balsamu raz dziennie.


Dodatkową zaletą balsamu jest jego piękny, świeży zapach, chyba melonowy :D Balsam dosyć szybko się wchłania, jeśli nie użyjemy go za dużo, lecz po aplikacji przez chwilę palce którymi się go wciera są trochę lepkie, ale mi osobiście to jakoś szczególnie nie przeszkadza.

Balsam kosztuje 39 zł i można go kupić np. w perfumeriach Sephora.

sobota, 1 września 2012

Douglas Absolute Nails - Glamorous

Lakiery marki własnej Douglasa wyglądają ekskluzywnie, są całkiem niezłej jakości, a przy okazji kosztują bardzo rozsądnie - 25zł za buteleczkę, a w promocjach - nawet 12zł.
Buteleczki do złudzenia przypominają te Chanel (również przez wykorzystanie pomysłu na zdejmowaną obsadkę nakrętki), co mile łechce moje oczy - a jak wiadomo jestem straszną sroką :)




Glamorous kupiłam, kiedy to zrezygnowana szukaniem odcienia Fireworks postanowilam jednak sobie coś kupić ;) Nie żałuję, bo Glamorous to odcień wyjątkowy. 




Mam wrażenie, że niedużo jest na rynku odcieni zieleni, które nie byłyby odrobinę chociaż ciepłe. Tu mamy do czynienia z odmianą zimną, niemal srebrzystą. Dodajmy do tego wykończenie typu frost i mamy idealny lakier na zimę. 




Douglas robi naprawdę dobre lakiery. Dość gęste, ale nie ciągnące, czy robiące smugi. Dobrze kryją - gdyby się postarać wystarczy jedna staranna warstwa do pełnego krycia. 
Pędzelek jest szeroki, ale ostro ścięty na brzegach, co mnie utrudnia manewrowanie po bokach skórek. 




Mam tragiczne skórki, wiem :/ Wynik ostatniego stresującego okresu w życiu, ale już nad nimi pracuję. 
Do tej pory miałam ten lakier tylko na stopach i spisał się świetnie - 3 tygodni schludnego wyglądu i naprawdę oryginalny pedicure, bo niewiele widzę na stopach lakierów, które mają wykończenie inne niż kremowe. A szkoda ;)




Jedyne, co może w nim drażnić to widoczne pociągnięcia pędzelka. Mimo, że lakier poziomuje się naprawdę przyzwoicie to i tak warto zwrócić baczniejszą uwagę, żeby potem nie denerwować się smugami. Taki już urok frostów ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...