Buteleczki do złudzenia przypominają te Chanel (również przez wykorzystanie pomysłu na zdejmowaną obsadkę nakrętki), co mile łechce moje oczy - a jak wiadomo jestem straszną sroką :)
Glamorous kupiłam, kiedy to zrezygnowana szukaniem odcienia Fireworks postanowilam jednak sobie coś kupić ;) Nie żałuję, bo Glamorous to odcień wyjątkowy.
Mam wrażenie, że niedużo jest na rynku odcieni zieleni, które nie byłyby odrobinę chociaż ciepłe. Tu mamy do czynienia z odmianą zimną, niemal srebrzystą. Dodajmy do tego wykończenie typu frost i mamy idealny lakier na zimę.
Douglas robi naprawdę dobre lakiery. Dość gęste, ale nie ciągnące, czy robiące smugi. Dobrze kryją - gdyby się postarać wystarczy jedna staranna warstwa do pełnego krycia.
Pędzelek jest szeroki, ale ostro ścięty na brzegach, co mnie utrudnia manewrowanie po bokach skórek.
Mam tragiczne skórki, wiem :/ Wynik ostatniego stresującego okresu w życiu, ale już nad nimi pracuję.
Do tej pory miałam ten lakier tylko na stopach i spisał się świetnie - 3 tygodni schludnego wyglądu i naprawdę oryginalny pedicure, bo niewiele widzę na stopach lakierów, które mają wykończenie inne niż kremowe. A szkoda ;)
Jedyne, co może w nim drażnić to widoczne pociągnięcia pędzelka. Mimo, że lakier poziomuje się naprawdę przyzwoicie to i tak warto zwrócić baczniejszą uwagę, żeby potem nie denerwować się smugami. Taki już urok frostów ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz