W buteleczce ma dość nietypowy wygląd - ni to krem, ni to perła. Wygląd bardzo dziwnie jak na metalowca. Wszystko przez to, że zupełnie nie ma w nim drobinek, do których przyzwyczaiły mnie lakiery typu foil.
Kolor to zimne złoto złamane miedzią. Wygląda bardzo delikatnie - nie rzuca się w oczy błyskiem jak foliowce, ale wygląda dość świeżo na paznokciach.
Niestety jego aplikacja jest koszmarem. Widać z resztą na zdjęciach, że nie dość, że trudno manewrowało mi się nim przy skórkach i nie dało się zrobić tego precyzyjnie, uzyskując ładną, równą linię, to jeszcze zostawiał po sobie bąbelki i zadziorki. Na zdjęciach są one wyeksponowane - na żywo nie rzuca się to tak bardzo w oczy.
Wszystko przez to, że zasycha niemal natychmiast i nie chce za nic w świecie stopić się z wcześniejszą warstwą. Jego poziomowanie też nie należy do spektakularnych. Zdecydowanie jest to lakier dla cierpliwych i zdesperowanych. ;)
Mimo tych niedogoności jest to jednak naprawdę ładny lakier i to wykończenie przypadło mi do gustu. Zachęciło mnie do sprawienia sobie dwóch kolorów Essie z najnowszej metalowej kolekcji.
Nie należy też zapomnieć o tym, że to co wadą dla jednych, zaletą dla drugich - schnie ekspresowo i kryje wyśmienicie. Wystarcza jedna położona starannie warstwa, żeby mieć zrobiony w ciągu 30 sekund manicure. Jak tylko okiełznam aplikację myślę, że docenię te cechy Hi-Teka.
Na zdjęciach są dwie warstwy lakieru plus Poshe. Mogłoby jednak topu zupełnie nie być, bo nie zmienia on nic a nic w wyglądzie - nie nabłyszcza ani trochę, nie wyrównuje koloru. Trochę żałuję, że nie da się jednak uzyskać wyglądu prawdziwej folii aluminiowej i zostają mi tylko naklejki.
Podsumowując: znając jego wady myślę, że jestem w stanie się z nim zaprzyjaźnić. Jeśli okaże się trwalszy niż matowe lakiery to będzie absolutnym ideałem w konkurencji szybkości schnięcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz